Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ticino 1859. Turcos, mosty, czarny proch i austriaccy saperzy
#1
Rzeki i inne przeszkody wodne to świetna linia obrony. Dopóki wróg ich nie sforsuje można mu z daleka pokazać środkowy palec. Wystarczy zniszczyć istniejące mosty i czujnie likwidować budowę nowych oraz inne formy przeprawy. Tak mógł dumać gen. Gyulai gdy po klęsce pod Palestro śpiesznie wycofywał cesarską armię do Lombardii, za rzekę Ticino:
[Obrazek: d8d9eda69064d319gen.jpg]
W dolinie Ticino są przynajmniej dwie wodne linie obrony. Rzeka płynie nieregularnym korytem i tworzy szerokie rozlewiska. Na wschód od rzeki kanał Naviglio grande. Szeroki (10-18m), głęboki, obramowany wysokimi wałami o stromych brzegach:
[Obrazek: fdd93c7f56a37a30gen.jpg]
Teren między rzeką i kanałem nieprzyjazny, miejscami podmokły, kiepskie drogi. W razie pokonania rzeki próba przekroczenia kanału musi nastąpić w niewielkiej odległości. Przemarsz od rzeki do kanału da obronie czas na koncentrację siły w rejonie spodziewanej przeprawy. Wszystko to oczywiście pod warunkiem że forsowanie rzeki uda się wykryć na czas i wysłać posiłki sprawnie, szybko i w odpowiedniej sile.

Oczywistym celem sprzymierzonych był Mediolan, po drodze: Magenta. Brzegi Ticino łączy tam masywny, murowany, łukowy, drogowo-kolejowy most S.Martino, osłonięty od zachodu przyczółkiem:
[Obrazek: ce114b84f685a1f3med.jpg]
Na zachód od Magenty przez Naviglio grande biegną 4 drogi komunikacyjne: nowa szosa, kolej, i po ich obu stronach po jednej bocznej drodze. Odpowiednio są 4 mosty: Boffalora, Ponte nuovo, most kolejowy i Ponte vecchio. Most  w Robecco, ~4 km na południowy zachód, z punktu widzenia Francuzów był za daleko. Było trochę mostków dla ruchu lokalnego ale tymi - małymi, drewnianymi i łatwymi do zniszczenia, nie warto się zajmować,

Upewniwszy się że Austriacy nie zaatakują, skoncentrowani pod Nowarą Francuzi zaczęli ofensywę. 2 czerwca 1859, ok. 16.00 francuska dywizja gen. Camou (gwardia) osiągnęła Ticino na wysokości Turbigo. 200 woltyżerów przepłynęło łodziami na drugi brzeg i zabezpieczyło przyczółek. Ok. 20.00 gotowe były trzy mosty na łodziach i dywizja Camou a za nią korpus gen. MacMahona rozpoczęły nocną przeprawę. Patrole austriackiej jazdy obserwowały ale nie próbowały przeszkadzać.
[Obrazek: 36b3ecd6bceb5d60med.jpg]
Działo się to dokładnie 162 lata temu. Zaskoczone austriackie dowództwo dowiedziało się o przeprawie 3 czerwca ok. 2.00 nad ranem. Przyczółek S.Martino stracił znaczenie, należało go ewakuować a most wysadzić. O tym później, na razie, na rozgrzewkę, trochę akcji.

Okolic Turbigo broniła austriacka dywizja gen. Cordona. Po przejściu Ticino przed Francuzami był kanał Naviglio grande, gdzie forpoczty dywizji gen. Camou dotarły ok. 3.30. Drewniany most nad kanałem zastano, o dziwo, nie zniszczony. Francuzi od razu go przekroczyli i ok. 7.30 Camou obsadził Turbigo, za nim nadciągał MacMahon. Tymczasem zaalarmowany Cordon wyruszył w stronę Turbigo w sile ok. 5 batalionów z baterią dział. O 8.00 obsadził Cuggiono,. Dopiero po 11.00 Cordon wysłał w stronę Robecchetto niepełny 14 baon jegrów (~500 ludzi) w towarzystwie pojedynczego baonu pp.Josef i dwóch dział. Po drodze było Malvaglio, gdzie Cordon pozostawił połowę jegrów. Do Robecchetto poszło więc ostatecznie z 14.bj nie więcej niż 250 żołnierzy, za nimi baon piechoty z parą dział. Reszta sił Cordona rozmieściła się w okolicach Cuggiono i, jak łatwo przewidzieć, do niczego się nie przydała.

Robecchetto, niecałe 2 km od kanału, dominuje drogi w okolicy. Masywne, murowne domy i otaczające wieś winnice ułatwiają jej obronę. MacMahon wybrał Robecchetto na kwaterę korpusu. Cordon, także świadom znaczenia wsi, postanowił ją obsadzić.

Obserwując z wieży kościoła, Camou i MacMahon dostrzegli nadciągających Austriaków. W Turbigo właśnie przeprawił się pułk tyralierów algierskich (Régiment provisoire de tirailleurs algériens), zwanych Turcos.
[Obrazek: a086c1eba2e1557cm.jpg]
Turcos zdjęli plecakiem i rączym kłusem (pas gymnastique) ruszyli do Robecchetto, zajęte w międzyczasie przez dwie kompanie jegrów. 600 metrów przed wsią uformowali się w trzy rozluźnione batalionowe kolumny. Skrzydłowe baony obeszły wieś z flanki i z tylu, trzeci baon podszedł od frontu. Turcos rozwinęli się  w tyralierę i nie wdając się w walkę ogniową, pod osłoną gęstej roślinności biegiem osiągnęli skraj wsi. Ok. 15.00 przeważający liczebnie Turcos po zaciętej, brutalnej walce w niecały kwadrans odebrali wieś jegrom. Niedobitki 14.bj śpiesznie rejterowały w kierunku Malvaglio, skąd ciągnął na pomoc 3/pp.Josef z dwoma działami. Relacja z epoki:
[Obrazek: 910c6031545dc983m.jpg]
Była godzina 3, gdy Algierczycy zostali powitani ogniem patroli jegrów w Robecchetto. Wpół pochyleni, skacząc w lewo i w prawo dla utrudnienia przeciwnikowi trafienia ich (*), wydają teraz z siebie obco brzmiące, zwierzęce wycie bitewne, które dziesięciokrotnie słabsi Austriacy słyszą po raz pierwszy. Potem jednak rzucają się na wejścia do wioski, strzelają dopiero wewnątrz wsi i od razu używają bagnetu. Rozumie się samo przez się że słaba, dopiero co przybyła do wioski austriacka kupka (tutaj w znaczeniu: grupka, gromadka) musiała w czasie poniżej kwadransa, po mężnym oporze, pozostawić wieś  w ręku uprzywilejowanego przez pokrycie terenu przeciwnika.
Oto artystyczna wizja natarcia Turcos na Robecchetto (niewłaściwe czapki Austriaków!)
[Obrazek: 68421ce37cfb9bdfmed.jpg]
Nie wiadomo czy walka wewnątrz wsi wyglądała jak na rycinie ale na pewno była zacięta:
[Obrazek: 21bbd4f822bf20ce.jpg]
W ślad za Turcos do Robecchetto przybył 45.pp. z artylerią. Wobec przewagi wroga, po przyjęciu uciekających jegrów 3/pp.Josef zaczął się śpiesznie cofać, ostrzeliwany i ścigany aż do Malvaglio. Po drodze stracono działo.

Francuzi postradali 50 ludzi (w tym 8 zabitych), Austriacy: łącznie 106 (25 zabitych, 46 rannych, 35 zaginionych), oraz 1 działo, (podobno) uszkodzone podczas odwrotu. Z tego 14.bj stracił 104 ludzi,  3/pp.Josef - 1 rannego i 1 zaginionego (zapewne deserter). To nie był dzień chwały pp.Josef.

Z parutysięcznej kolumny Cordona w krytycznym punkcie, w Robecchetto, walczyło ok. 250 ludzi. Potyczka ta znowu ukazała taktyczną indolencję Austriaków. Podejmować szeroko zakrojone operacje niewystarczającymi siłami, zajmować rozległy teren, rozpraszać wojsko a potem prowadzić walkę małymi oddziałkami. Francuzi, zamiast ostrożnych rekonesansów, ruszali naprzód całymi dywizjami i trzymali siły skoncentrowane, gotowe do akcji w gęsto rozstawionych batalionach.

Niefortunna potyczka pod Robecchetto pokazała fiasko obrony linii Ticino. Wieczorem 3 czerwca za Naviglio grande  Francuzi mieli już cały korpus MacMahona. Na domiar złego Turbigo nie było jedyną przeprawą. Aby to wyjaśnić odwiedźmy c.k. saperów.

Jeszcze przed wojną cesarskie dowództwo uświadomiło sobie możliwość inwazji Lombardii i rozważało ewentualność zniszczenia mostów na Ticino. Kamienne, betonowe czy stalowe mosty to masywne konstrukcje i ich wysadzenie nie jest proste, zwłaszcza gdy ma się tylko proch czarny. Nie jest on idealnym materiałem kruszącym. Przy wybuchu nie ma detonacji ani fali uderzeniowej. Dość wolne spalanie (deflagracja) sprawia że głównym mechanizmem destrukcji jest akumulacja ciśnienia. Prochowa mina umieszczona np. w odwiercie lub sztolni wymaga starannego zaślepienia. W przeciwnym razie gazy zostaną wypchnięte z otworu jak z lufy muszkietu przy ślepym strzale. Zaślepka musi zablokować otwór tak aby gazy zdążyły osiągnąć wysokie ciśnienie, które będzie oddziaływać we wszystkich kierunkach.

W Wiedniu rezydował c.k. komitet wojsk inżynieryjnych (k.k. Genie-Comite), zajmujący się m.in. projektami fortyfikacji i metodyką prac saperskich. Z powodu znaczenia i solidności S.Martino, plan jego wysadzenia trafił do tego gremium. Lokalne projekty z Mediolanu i Werony komitet uznano za niepraktyczne ewentualnie zagrażające bezpiecznej eksploatacji mostu. C.k. eksperci opracowali więc, w majestacie technicznej kompetencji, własny plan. Projekt destrukcji mostu i wszelkie obliczenia wykonano z wielką starannością. Zaplanowano wykonanie w dwóch sąsiednich filarach 4 głębokich, pionowych odwiertów średnicy 185 mm z komorami minowymi na dnie. Po założeniu ładunków szyby miano zaślepić od góry zgodnie z zasadami sztuki saperskiej.
[Obrazek: bc77959713f26eb7med.jpg]
Na dno każdego szybów miała trafić mina zawierająca prawie 40 kg prochu czarnego. Po wizji lokalnej powiększono szyby do 317 mm bez miany ich głębokości. W pierwotnym projekcie proch sięgał do poziomu 'a', w zmodyfikowanym tylko do poziomu 'b'.

26 kwietnia 1859 r. zdecydowano o realizacji projektu. Do Lombardii wysłano starannie odważoną w zgodzie z projektem porcję prochu a sam projekt przekazano saperom. Ci, po obejrzeniu planów, pozdejmowali czaka aby podrapać się w głowę. Mieli problem. Zna go każdy kto posiadając młotek i obcęgi miał powiesić na betonowej ścianie kuchenną szafkę. Saperzy nie mieli narzędzi aby wywiercić zgodne z projektem studnie ładunkowe. Zrobili to po swojemu, wysadzając otwory po kawałku. Rezultat oczywiście odbiegał (mocno) od projektu - trzeba było sporo z powrotem zamurować. Przy okazji zużyto część prochu którego na czas nie uzupełniono.

Początkowo planowano obronę S.Martino i nawet umocniono przyczółek. Gdy w nocy z 2 na 3 czerwca Francuzi sforsowali Ticino, idea obrony straciła sens. Przyczółek ewakuowano i przyszedł rozkaz: "natychmiast wysadzać!". Do 8 komór w pośpiechu załadowano tyle prochu ile zostało, po czym podłączono elektryczne detonatory i na rozkaz hrabiego majora Belrupta odpalono. Łuuuuupnęło jak wszyscy diabli i uniosła się chmura dymu, która - na co liczono - skrywała szczątki filarów. Gdy zaczęła się rozwiewać, okazało się że skrywała coś innego a był to cały most - ten sam co wcześniej. Z 8 komór odpaliło tylko 5. Pozostałe 3 okablowano ponownie i znowu odpalono. Most stal dalej, osiadł tylko niecały metr a powierzchnia jezdni uległa pofałdowaniu. Stan mostu sfotografował angielski obserwator:
[Obrazek: 0544c40476938af6med.jpg]
Więcej prochu nie było, destrukcji próbowano dokończyć ogniem dwóch armat, ale bez skutku. Trzeba było uciekać bo już nadciągali Francuzi. Ci, obejrzawszy most, wrzasnęli Vive L'Empereur (prawdopodobnie) i wezwali własnych saperów (na pewno). Saperzy szybko naprawili i wyrównali nawierzchnię mostu. Po paru godzinach przez most przebiegły kłusem dwie kompanie 2 pułku żuawów, rozpoczynając pochód Francuzów w stronę Magenty.

Planowane na 4 czerwca wysadzanie mostów nad Naviglio grande zakończyło się pomyślnie w Boffalora i w Ponte vecchio, w odróżnieniu od Ponte nuovo i mostu kolejowego.

Most w Ponte nuovo zbudowano z granitowych bloków. Jego zaminowanie dostarczyło wielkich problemów saperom, zmęczonym już niewysadzeniem mostu S.Martino. Przed rozpoczęciem walk roboty nie skończyli a po rozpoczęciu boju warunki BHP pogorszyły się na tyle że nie dało się pracować. Most stał dalej.

Most kolejowy już podczas budowy wyposażono w komory minerskie. Niestety z winy Francuzów, którzy nadbiegli za szybko, nie starczyło czasu aby zdetonować ładunki. Ku uciesze żabojadów ten most także ocalał (Vive L'Empereur!).

Dochodzenie w sprawie saperskiego partactwa było trudne bo dowody rzeczowe wyleciały w powietrze. W sprawie szczegółów zaślepienia ładunków epokowe źródła wstydliwie milczą. Lista usprawiedliwień jest sążnista:
- niewystarczający ładunek prochu;
- odstępstwo od projektu, źle wykonane szyby i za głęboko umieszczone miny;
- pośpiech i ciemności, w których przyszło zakładać, uzbrajać i zaślepiać miny;
- dużo większa od oczekiwanej wytrzymałość konstrukcji, w szczególności murowanych filarów;
- niechlujstwo i ignorancja przy okablowaniu i obsłudze elektrycznych detonatorów;
- właściwie nie było tragedii bo Francuzi i tak sforsowali rzekę gdzie indziej;
-  itd., itp.

Austriacy mieli dla prochu alternatywę. Od roku 1849 pod kierownictwem Wilhelma Lenka eksperymentowali z bawełną strzelniczą (Schießwolle), zaczęli ją produkować, w latach 1856-58 prowadzili liczne próby i testy minerskie. W roku 1859 mogli użyć bawełny do działań saperskich. Bawełna strzelnicza detonuje i daje falę uderzeniową. W Weronie leżały gotowe (14-17 kg) ładunki bawełny strzelniczej do prac oblężniczych. Gdyby były pod ręką w S.Martino to - położone na środku przęseł i nakryte workami z piaskiem - z pewnością spowodowałyby zawalenie przęseł.

Po wnikliwej analizie zdarzeń i pomyślnym zrzuceniu z siebie odpowiedzialności, c.k. komitet uznał za stosowne opracować konstruktywne wnioski na przyszłość:
[Obrazek: 42c4a4f79ff6e3a5m.jpg]
W skróconym i wolnym przekładzie:

1. Tam, gdzie coś ma być wysadzane, należy na czas zatroszczyć się  o wystarczający zapas prochu.
2. W celu niezawodnego wysadzenia mostu dobrze jest nasypać więcej prochu niż wynika to z najostrożniejszych nawet obliczeń.
3. Wszędzie gdzie może zajść potrzeba wysadzenia mostu itd. należy mieć na podorędziu odpowiednią ilość wodoszczelnych skrzyneczek z różnymi ładunkami bawełny strzelniczej, aby w razie draki na pewno obiekt zniszczyć.
4. Obok zapalników elektrycznych na wszelki wypadek warto mieć pod ręką inny sposób zapłonu, np. lonty z bawełną strzelniczą w kauczukowej otulinie.


Święte słowa! Blamaż roku 1859 przyniósł przebłyski geniuszu. Przy okazji odkryto wiele wysublimowanych, naukowych i technicznie zaawansowanych sposobów zawalenia kampanii. Nie musiała to wcale być brutalna bijatyka w rodzaju walnej bitwy.

Patrząc na wypociny współczesnych historyków, gdzie na mapach walczą ze sobą wielkie kolorowe plamy, łatwo zapomnieć że wynik wielkich kampanii często zależał od wypadkowej drobnych wydarzeń i pozornie błahych okoliczności. Jak przebiegałaby walka o Lombardię gdyby zniszczono most S.Martino, 2 czerwca porąbano mostek w Turbigo a Cordon nie zaspał, wyruszył w nocy i w pełnej sile dotarł o świcie do Turbigo? To był realistyczny scenariusz.

Odpowiedzialny za obronę rzeki a potem niszczenie mostów był generał Glam-Gallas. Utrzymanie linii rzeki przynajmniej przez parę dni było strategicznym imperatywem. Koncentracja rozciągniętej na wschód armii do obrony Mediolanu wymagała czasu. Aby zawczasu wykryć próby forsowania należało obsadzić brzegi gęstymi patrolami a mosty objąć czujnym dozorem sztabu. Nawalanka z mostami groziła katastrofą. Potrzebna była krytyczna inspekcja min, duży zapas materiałów wybuchowych, ćwiczenia i - na wypadek draki - plany B i C. Mankamenty i niedobory wyszłyby na jaw. Proch był w magazynach i przy odgórnym nacisku dosłano by go, podobnie jak bawełnę strzelniczą. Zważywszy wagę zadania c.k. komitet inżynieryjny mógłby pofatygować się do Lombardii i nadzorować prace na miejscu. Po zbadaniu sytuacji na miejscu fachowcy zapewne zdołaliby zaimprowizować skuteczną destrukcję. Sam Glam-Gallas założył że wszystko pójdzie zgodnie z planem i z rozkazami - na wojnie sytuacja mało prawdopodobna. Rzeczna afera roku 1859 Glam-Gallasa niczego nie nauczyła. 7 lat później popełnił podobny błąd.
---------------------------------------------------------------
(*) Niesportowe, podłe i tchórzliwe zachowanie Turcos, którzy z iście afrykańską perfidią robili wszystko aby utrudnić jegrom celowanie z ich wspaniałych sztucerów, nie było niestety w armii francuskiej wyjątkiem. Bieg zygzakiem, uniki i inne barbarzyńskie sztuczki algierskich dzikusów przyswoili sobie także żuawi. Ci, aczkolwiek biali, najwyraźniej za długo siedzieli w Agierii i przesiąknęli odrażającym, haniebnym, niegodnym Europejczyka, tubylczym wojennym folklorem. Skandal!
Odpowiedz
#2
Jako ex-saper chylę czoło nad tym opisem  Big Grin
Odpowiedz
#3
Czytałem z zapartym tchem gdy te artykuły się ukazały i czytałem je jeszcze kilkukrotnie nie tylko z podziwu nad językiem Autora ale i nad treścią bo to swoiste studium przypadku tzw. głupoty austryjackiej.

Mamy 1859 r. znane są doktryny prowadzenia wojny przez Napoleona, wojna na Krymie niedawno się skończyła, von Clausevitz napisał "Vom Kriege" a generałowie w białych płaszczach prowadzą wojnę jakby byli w piaskownicy i przesuwali ołowiane żołnierzyki.

Ten zbiór niekompetencji opisany tak świetnie przez Wyciora pokazuje jaką degrengoladą byli przeżarci oficerowie Cesarza Franciszka Josefa.
Z drugiej strony studiując te trzy przypadki bitew pod Montebello. Palestro i Ticino nie trudno odkryć ich współczesne brzmienie. Tak takie sytuacje zdarzają się dosłownie na współczesnym teatrze wojennym jak np. w Donbasie czy w Afganistanie wcześniej.
Niekompetencja, zadufanie w sobie, brak rozeznania przeciwnika  zawsze doprowadza do nadmiernych cierpień tego zwyczajnego żołnierza.
Tak jak pisał Wycior co z tego, że "białe płaszcze" mieli świetną broń jak nie umieli jej wykorzystać i co z tego, że jak mieli już okazję postrzelać to durny wyższy oficer wprowadzał ich na teren bez możliwości dalszego i dłuższego ostrzału.
Jak się wczytać w powyższe teksty to widać jakie błędy kardynalne popełniali Austryjacy ale widać też jakie nadmierne ryzyko ponosili Piemontczycy i wyrachowanie Francuzów gotowych zawsze skutecznie się wycofać gdyby jednak Austryjacy byli ciut mądrzejsi.

Gdyby Austryjacy bardziej skoncentrowali artylerię i trochę oczyścili przedpola bitwy np. ogniem to całe zamieszanie pod Ticino wyglądałoby zgoła inaczej. Mostów nie trzeba wysadzać wystarczy je obłożyć ogniem artyleryjskim i są śmiertelną pułapką dla atakującego itd., itp.
Rozwiązania, które same się narzucają były ignorowane w myśl regulaminów przez wszystkich oficerów JCM.
Niestety to tylko gdybanie bo armia cesarska była przeżarta niekompetencją i asekuranctwem za co ponownie zapłaciła najwyższą cenę pod Sadową z przeciwnikiem, który był wychowany na doktrynach Carla von Clausevitza.
Zresztą ich przeciwnicy w czerwonych gaciach także odczuli potęgę nowoczesnej wojny w 1870 r. i nic im nie pomogło bieganie zygzakiem ani nawet świetne karabiny Chasepot bo zastosowali strategię austryjackiej niekompetencji.
Lorenz .54", Podewils-Lindner .56" i inne
Odpowiedz
#4
Darek, straty były porównywalne po obu stronach - bardzo wysokie.
Odpowiedz
#5
Masz oczywiście rację. Walki w tej wojnie były krwawe, i to nie tylko pod Solferino. Weźmy bitwę pod Magentą, która nastąpiła 4 czerwca, czyli nazajutrz po wydarzeniach nad Ticino. W tym dniu bitwy nikt nie chciał ale wojska się spotkały i wydarzenia potoczyły się po swojemu. Przeciwnicy zdołali wprowadzić do walki tylko część sił, które na dodatek docierały na pole boju sukcesywnie. Sprzymierzeni kontynuowali przeprawę na zachodzie, Austriacy wciąż maszerowali z południowego wschodu. Stany armii z uwzględnieniem wszystkich wprowadzonych do boju sił:

Sprzymierzeni: walczących łącznie ~60000 ludzi.
Straty łącznie: 4535 (259 oficerów), w tym 657 zabitych,3223 rannych, 655 zaginionych.
Austriacy: walczących łącznie: ~58000 ludzi.
Straty łącznie: 10226 (285 oficerów), w tym 1368 zabitych, 4358 rannych, 4500 zaginionych (przeważnie jeńców).

Pomimo wygranej straty Francuzów także były dotkliwe, zwłaszcza w zabitych i rannych.

Walka toczyła się głównie na ograniczonym obszarze - w obszarze zabudowanym i przy mostach. W związku z tym była niezwykle zacięta i dość chaotyczna. Nadciągające posiłki wyznaczały kolejne zwroty akcji. Austriacy w większości walczyli uparcie, dzielnie i ofiarnie. Dlaczego przegrali? Wiarygodną odpowiedź daje Helmut von Moltke, podsumowując analizy pruskiego sztabu generalnego:
[Obrazek: 863ab8ee0dbd56d1m.jpg]
Patrząc retrospektywnie na przebieg bitwy zauważymy że własności pola bitwy wymagały ciągłej samodzielności w walce. Do takiego ogólnego rozczłonkowania Austriacy nie byli przyzwyczajeni, dowodzenie przez oficerów było niezwykle utrudnione, wręcz niemożliwe. Wiemy że armia austriacka w dużej części składała się z rekrutów, a nawet weterani nie znali swych nowych karabinów. Oddziały,które w pierwszej części bitwy walczyły samotnie, były wprawdzie najedzone i wypoczęte, ale upalny dzień szybko je zmęczył a przyczyniło się do tego także obciążenie żołnierzy. Oprócz ciężkiego tornistra (~6.5 kg) żołnierz taszczył zbędnego umundurowania, włącznie z karabinem ponad 23 kg. Zwinięty w rulon, owinięty wokół tułowia płaszcz powodował wielki dyskomfort i wielu na koniec odrzucało wszystko aby móc swobodnie oddychać.
Po czterogodzinnym wysiłku w 1 i 2 korpusie było tylu skrajnie wyczerpanych i rozproszonych żołnierzy, że cierpiała na tym zdolność obronna frontu. W tych warunkach odwrót łatwo prowadził do całkowitego zaniechania walki, a dobra wola nie u wszystkich narodowości była na tym samym poziomie. Niemiecki element etniczny stanowił w austriackim wojsku tylko 20%.
Wytrwałość i wytrzymałość francuskiej piechoty, zaradność i samodzielność pojedynczego żołnierza zapewniała w tych warunkach znaczną przewagę. Ogień całych, rozproszonych w tyralierę kompanii i batalionów, zręcznie wykorzystujących osłonę, był dla austriackich kolumn bardzo dotkliwy. Zwinność Francuzów powiększało także zdjęcie przed walką całego zbędnego bagażu, środek który oczywiście nie wszędzie można polecać. Nawet gdy sposób walki spowodował mocne rozproszenie francuskich oddziałów i niektórzy żołnierze znaleźli się z dala od swych sztandarów, to w każdym z nich tkwiła motywacja aby stale na nowo włączać się do walki.


Pod Magentą nie było warunków do sprawdzenia teorii o wygrywaniu bitew "dalekim i celnym strzelaniem". Pod Solferino dało się to zweryfikować dużo lepiej.
Odpowiedz
#6
Witaj drogi Wyciorze NO W KOŃCU powyzej zaczołeś pisać  sensownie i zgodnie z obiektywnymi faktami historycznymi a nie glupioromantycznym subiektywizmem...


Poza tym jestem troche zawiedziony gdyz poprzednio pisaleś mniej więcej zgodnie z rocznicami poszczególnych bitew a tu  dawno juz mineła rocznica  bitwy pod Magentom 4.06.1859 i niema pięknego artykułu    Sad a mozna by było przy tej okazji  ''nieboszczce Austryji pokopać po pietach''  Cool  ... no dobra czekamy na Solferino i koniec wojny włoskiej a potem ja sie tu włacze i  zapewniam  ze '' wesoło nie będzie''  gdyz wyjda bardzo ciekawe fakty z tej wojny ktore Ty drogi Wyciorze prawdopodobnie z PREMEDYTACJA  pominołeś i przemilczałeś...
Zachecam rownierz innych forumowiczów do zapoznania sie z danymi  FRANCUSKIMI [u zródła] pisanymi lub raczej  bardziej ZWERYFIKOWANYMI przez francuskich historykow  w  XIX wieku....sami Francuzi nie sa juz tak huuuraaa optymistyczni i zadowoleni z wojny Francusko-Włosko-Austryjackiej 1859 roku jak to bylo dawniej opisywane...sami sie ''bez bicia'' przyznają do tego ze gdyby nie ich ''wunderwaffen'' to tej wojenki by prawdopodobnie nie wygrali. W tym tez widac wyrazna weryfikacje danych liczbowych wyczących sie stanu walczących armi oraz strat tak wlasnych=francuskich oraz wloskich jak i strat osobowych w armi Austryjackiej.
Odpowiedz
#7
(14-06-21, 12:12 PM)Rusznik napisał(a): Witaj drogi Wyciorze NO W KOŃCU powyzej zaczołeś pisać  sensownie i zgodnie z obiektywnymi faktami historycznymi a nie glupioromantycznym subiektywizmem...[...]
fakty z tej wojny ktore[...]prawdopodobnie z PREMEDYTACJA  pominołeś i przemilczałeś...
   
Drogi Ruszniku, usilnie proszę o:
1. Konkretnie (najlepiej cytat): gdzie napisałem coś bezsensownie i niezgodnie z obiektywnymi faktami historycznymi.
2. Konkretnie (najlepiej cytat): w którym miejscu  uprawiam "głupioromantyczny subiektywizm".
3. Konkretnie (może być bez cytatu): które fakty z tej wojny prawdopodobnie z PREMEDYTACJĄ pominąłem i przemilczałem. Tutaj akurat mogłem pominąć i przemilczeć (z premedytacją albo bez) całą masę faktów, gdyż epokowa literatura tematu jest bardzo obszerna i nieraz tendencyjna. Dlatego za podstawowe źródło informacji wybrałem źródła pruskie.

Po pierwsze: Prusacy w tym okresie byli wyraźnie nastawieni proaustriacko. Mogli za  Austriakami nie przepadać ale to nic w porównaniu z potężną niechęcią do żabojadów oraz z lekceważącym stosunkiem do makaroniarzy. W pruskich źródłach nieledwie wyczuwa się wstyd i żal że to bracia-Niemcy dostali takie bęcki.
Po drugie: Pruskie analizy są wyjątkowo staranne, szczegółowe, obiektywne i dobrze udokumentowane.

Posłużyłem się także oficjalną, austriacką historią wojny, wydaną przez c.k. sztab generalny. Poniżej zamieszczam podstawową literaturę, którą się posiłkowałem, ułożoną z grubsza według wagi przywiązanej do poszczególnych pozycji:

K.A.Otto - Der Feldzug 1859 in Italien, bearbeitet von einem preussischen Offizier (1863)
Helmuth von Moltke - Der Italienische Feldzug des Jahres 1859 (1863)
k.k.Generalstab (praca zbiorowa) - Der Krieg in Italien 1859 (1872)
Wilhelm Ruestow - Der italienische Krieg 1859 politisch-militaerisch beschrieben (1860)
Heinrich Friedjung - Der Kampf um die Vorherrschaft in Deutschland 1859-1866 (1901)
Anton Mollinary - Studien ueber die Operationen und Tactique der Franzosen im Feldzuge 1859 in Italien (1864)
Alois Schwaiger - Die Schlacht von Solferino 1859. Ein Kriegstagebuch (2012)
Andreas Thuerheim - Gedenkblaetter aus der Kriegsgeschichte der k.k. oesterreichischen Armee (1880)
Eduard Bartels - Der Krieg im Jahre 1859. Nach offiziellem Quellen nicht offiziell bearbeitet (1894)
Anton Mollinary - Sechsundvierzig Jahre im oesterreich-ungarischem Heere 1833-1779
Gunther Rothenberg - The Army of Francis Joseph (1998)
Oficer c.k. armii - Betrachtungen ueber die franzoesische und oesterreichische Armee und deren Gefechstsweise im Feldzuge 1859 (1862)
Rudolf Ottenfeld - Die Oesterreichische Linien-Infanterie und Jaeger 1849-1867 (1895)
Cesar Bazancourt - Der italienische Feldzug von 1859 (1860)
Mittheilungen des Kais. Koenigl. Genie-Comitee ueber Gegenstaende der Ingenieurs- und Kriegs-Wissenschaften (rocznik 1862)
Jacques Randon - Campagne de L'Empereur Napoleon III en Italie (1862)
Karl Kandelsdorfer - Geschichte des k.u.k. Feld-Jaeger-Bataillons Nr.3 1808-93 (1899)
Joseph Strack - Das Tiroler-Jaeger-Regiment Kaiser Franz Josef I. in dem Feldzuge 1859 (1864)
Friedrich Hellwald - Skizze des Feldzuges 1859 in Italien (1859)
Joseph Spitz - Histoire du 2e Regiment de Zouaves (1901)
Francois Marjoulet - Historique du 3e Regiment de Zouaves (1887)
Odpowiedz
#8
Witam szanowny Wyciorze...jak to jeden celny strzal CK Jegra moze wzbudzić wrzawe oraz  strach w oczach frankofilow  Big Grin

Niestety dalej bede ''strzelal z ukrycia'' niczym rasowy Jeger i nie dam sie wciagnac w rzadna polemike czy bitewke  na cytaty gdyz wojskowa beletrystyka jest dla mnie zbyt nudna.
Cytować wiec nie mam zamiaru ale poslużę sie hasłami :

Jednak na poczatku prosze abyś nie przekrecał i nie mieszał tego co pisze  poslugujac sie zmanipulowanymi i poprzekrecanymi cytatami z mych tekstow!!!

- niedopisane fakty to od samego poczatku  subiektywnie pomijasz armie wloska ktora w tej wojnie ''chyba ??'' uczestniczyla i byla glownym wrogiem Austri , oraz podajesz stany armi  i liczby strat walczacych stwon [polecam francuską  wikipedie] ktore na dzien dzisiejszy sa juz mocno zweryfikowane niestety w wieklszości na niekorzyść armi franko-wloskiej.
- subiektywny gluporomantyzm to miedzy innymi biegajacy ''sprintem i zygzakiem'' Zouavi oraz skaczacy Turkos...mysle ze w oczach wielu czylelnikow roiły sie obrazy niczym z tandetnych filmow typu  ''kung-fu''...pas gymnasique to nie jest bieganie i to jeszcze zygzakiem tylko i wyłącznie lekka piechota oraz jegrzy francuscy [chasseurs=myśliwy czyli po europejsku Jeger] stosowali ten szybki-zwinny krok w natarciu na krotkich dystasach zwany ''pas gymnastique''...
-pominoleś i to prawdopodobnie z premedytacja temat francuskiej ''wunderwaffen''  systemu La Hitte...sam sobie odszukaj co to takiego i jakie miało ZNACZENIE  w tej wojnie oraz na pozniejszy rozwoj techniki w latach 1860tych tak austryjackich jak i innych systemow al......
Odpowiedz
#9
(14-06-21, 01:50 PM)Rusznik napisał(a): [1] Niestety dalej bede ''strzelal z ukrycia'' niczym rasowy Jeger[...]
[2] nie dam sie wciagnac w rzadna polemike czy bitewke  na cytaty gdyz wojskowa beletrystyka jest dla mnie zbyt nudna [...] cytować wiec nie mam zamiaru ale poslużę sie hasłami:
[3] prosze abyś nie przekrecał i nie mieszał tego co pisze  poslugujac sie zmanipulowanymi i poprzekrecanymi cytatami z mych tekstow!!!
[4] subiektywny gluporomantyzm to miedzy innymi biegajacy ''sprintem i zygzakiem'' Zouavi oraz skaczacy Turkos...[...].
[5] pominoleś i to prawdopodobnie z premedytacja temat francuskiej ''wunderwaffen''  systemu La Hitte...
Ad 1. Bardzo dobrze, ale musisz mierzyć wyżej bo na razie walisz pod tarczę i wzbijasz tylko fontanny werbalnego błota (tzw. marasu) na kulochwycie.
Ad 2. Słusznie! Polemiki są irytujące i ogólnie męczące. Brrr... Wiem z własnego doświadczenia. Trzeba czytać książki, porównywać źródła, sprawdzać te, jak im tam ... aha - przypisy i bibułografie (o pieronie, chyba bibliografie?), wynajdywać pasujące cytaty, weryfikować daty i liczby, potem tłumaczyć ... Moja prywatna rada: nigdy tego nie rób! Lepsza jest metoda księdza na ambonie. Jak już tam wylezie, to czego by nie wygadywał nikt mu nie podskoczy. On też woli hasła, bo przy cytowaniu mogłoby wyjść coś o ubóstwie i pokorze.
Przy okazji: czy w moim "spisie lektur" widzisz jakieś pozycje "wojskowej beletrystyki"? Konkrety proszę, nie fanzolenie.
Ad 3. Nigdy nie przekręcałem Twoich tekstów. Zdarzyło mi się natomiast cytować (wiernie!) pierwotne wersje Twoich postów, zanim w popłochu zdążyłeś je poprawić, pojąwszy ich bzdurność. To nie jest manipulacja i przekręcanie, tylko refleks i dobry warsztat.
Ad 4. Informacje o metodach walki żuawów i Turcos pochodzą od epokowych świadków, nawet jeżeli Ci się to nie podoba. Masz jakieś argumenty przeczące tym relacjom? Na razie tylko kwękasz że fakty nie pasują do Twoich wyobrażeń. Zamiast się ośmieszać poczytaj może coś na ten temat.
Ad 5. Nie, nie pominąłem. W pierwszej fazie wojny 1859 r. działa systemu La Hitte były raczej dekoracją niż Wunderwaffe. Pisałem że w Piemoncie artyleria miała niewielkie znaczenie, poza tym pod Palestro u sprzymierzonych najwięcej strzelały włoskie dziala. W miękkim gruncie (pola ryżowe itp.) zapalniki w granatach La Hitte często zawodziły. 3 czerwca nad Ticino było podobnie, Francuzi kilkoma strzałami podkręcili tempo ucieczki Węgrów z pp.Josef (maksymalny możliwy rezultat: jeden ranny i uszkodzone działo). Pod Magentą francuskie gwintowane działa też za wiele nie wskórały, chociażby dlatego ze miały trudności z rozwinięciem w grząskim gruncie. Zresztą jak wykorzystać daleki zasięg gdy w zarośniętym terenie celu nie widać? W ciasnych uliczkach włoskich miasteczek pożytek z artylerii - gwintowanej czy nie - także był wątpliwy. Oto co o artylerii pod Magentą napisał Moltke:
[Obrazek: de79880f84f17390m.jpg]
Austriacka artyleria i kawaleria, o tyle o ile doczekały się zastosowania, okazały się przeciwnikiem równorzędnym, nawet przeważającym. Czynnikiem decydującym była wytrwałość i wytrzymałość francuskiego piechura w maszerowaniu i jego samodzielność w walce.
Pod Magentą działa La Hitte nie były Wunderwaffe. Francuska artyleria nie dość że nie odegrala tam decydującej roli, to efektywnością najwyraźniej ustępowała austriackiej. Pod Solferino naturalnie było inaczej ale to osobna historia i inny teren.
Odpowiedz
#10
(12-06-21, 12:07 PM)Derek napisał(a): [1] Gdyby Austryjacy bardziej skoncentrowali artylerię i trochę oczyścili przedpola bitwy np. ogniem to całe zamieszanie pod Ticino wyglądałoby zgoła inaczej. Mostów nie trzeba wysadzać wystarczy je obłożyć ogniem artyleryjskim i są śmiertelną pułapką dla atakującego itd., itp.

[2] Niekompetencja, zadufanie w sobie, brak rozeznania przeciwnika  zawsze doprowadza do [...]
[1] Dziwne - pod Magentą Austriacy wpadli na podobny pomysł. Po fiasku z wysadzeniem dwóch mostów (kolejowy i drogowy na szosie) do ich bezpośredniej obrony przeznaczono całą brygadę, oczywiście z artylerią. Zarośnięty teren pozwolił jednak francuskiej brygadzie gwardii (gen. Cler, 2 pułki grenadierów, pułk żuawów,  ~4000 ludzi) podejść od zachodu do kanału i przypuścić atak na mosty. Zuchwałe szturmy grenadierów (most kolejowy) i żuawów (drogowy), prowadzone biegiem pod ciężkim ostrzałem, przyniosły powodzenie, zaskakując Austriaków. Zdobyto nie tylko oba mosty ale i okoliczne budynki (np. posterunek celny) przy wylocie mostów. Utworzono na wschodnim brzegu kanału mały przyczółek i rozproszono znaczną część walczących pod Ponte nuovo cesarskich oddziałów. Hermann Kunz w książce: Vom Montebello bis Solferino tak podsumował te wydarzenia:
[Obrazek: fbd6e9236e474f54m.jpg]
Nikt nie odważy się zarzucić armii austriackiej braku odwagi, a mimo to jest bezspornym faktem, że 12600 Austriaków zostało przez 3800 Francuzów całkowicie rozbitych, mimo że ci pierwsi mieli wsparcie swojej artylerii a ci ostatni - praktycznie żadnego.

U Austriaków zawiniła głównie zła organizacja obrony, fatalne, ociężałe dowodzenie i brak koordynacji działań a także zróżnicowany skład broniących mostów oddziałów. Sklecono je z elementów 8 brygad i przynajmniej 7 narodowości, co utrudniało porozumiewanie się. Motywacja do walki była zróżnicowana, np. większość pułku Sigismond (Włosi) rozpierzchła się praktycznie na sam widok Francuzów. Węgrzy i graniczarzy też nie marzyli o śmierci za cesarza.

Cesarscy pojęli zagrożenie i rzucili do kontrataku potężne siły. Pozbawieni oczekiwanych posiłków gwardziści musieli wrócić za kanał. Wtedy dostali wzmocnienie i mosty odzyskali. Jakiś czas nieźle się kotłowało, o mosty walczono ze zmiennym szczęściem ale ostatecznie zostały w ręku Francuzów. Co gorsza, bój o mosty zużył austriackie odwody, których zabrakło gdy od Turbigo nadszedł korpus MacMahona.  Cesarscy oddali Boffalora, gdzie Francuzi prowizorycznie naprawili drewniany most i uzyskali dodatkową przeprawę przez kanał. Może lepiej było mosty wysadzić? Dałoby się wtedy dozorować kanał mniejszymi siłami a gros sił przeciwstawić zagrożeniu z północy i pólnocnego zachodu.

[2] Problem wysoko urodzonych, aroganckich i bezgranicznie zadufanych w sobie debili istniał od wieków i nie był tylko austriacki. Pól biedy gdy głupota delikwenta prowadziła głównie do jego własnej śmierci, jak Louis Napoleon Bonaparte (Zululand, 1879). Taki Władysław III zawalił przy okazji wielką bitwę (Warna, 1444). A w połowie XIX wieku? W wojnie krymskiej angielscy dżentelmeni-amatorzy doprowadzili wojskową indolencję do perfekcji. Szarża lekkiej brygady pod Bałakławą to tylko wierzchołek góry lodowej. Wojnę w końcu wygrano i blamaże zatuszowano tryumfalną fanfarą.

Im błędy powstają wyżej tym większy ich zasięg. Na szczycie jest strategia a tej Austriacy nie posiadali - ani w roku 1859, ani 1866. W skrócie: brakowało jasnej, wykonalnej i praktycznej koncepcji wygrania wojny. Oddali przeciwnikowi inicjatywę i musieli reagować na jego ruchy.

Wydarzenia 1-4 czerwca 1859 roku były kolejnym wyścigiem z czasem. 1 i 2 czerwca Francuzi, wciąż w niepełnym składzie, zajęli pozycje obronę pod Nowarą, z niepokojem oczekując ataku Austriaków. Przegrana byłaby katastrofalna: na lewo rzeka, na prawo rzeka, za plecami Szwajcaria. Gdyby dowodzący austriacką armią gen. Gyulai nie zwlekał z akceptacją faktów i nakazał koncentrację o dobę wcześniej, było to całkiem realne. Gyulai stracił jednak głowę i po serii chaotycznych ruchów zarządził wycofanie za Ticino, chcąc stawić sojusznikom czoła na "własnym" terenie. O planowanym odwrocie nie zawiadomił jednak na czas cesarza. Franz Josef z daleka widział sytuację w jaśniejszych barwach i na plan odwrotu zareagował nerwowo. Natychmiast wysłał do Gyulai'a swego zaufanego, gen Hessa, wyposażonego w nieograniczone pełnomocnictwa. Ten dotarł na miejsce 3 czerwca ok. 6 rano i z miejsca zatrzymał odwrót trzech korpusów (III, V i VIII).

Śpieszące w stronę Magenty kolumny stanęły. Zmęczeni żołnierze, z braku jasnych dyspozycji, nie wykorzystali przerwy w marszu nawet na ugotowanie posiłku. Na miejscu, po konfrontacji z mało budującymi faktami  (S.Martino, Turbigo, itp.), pierwotny optymizm Hessa opuścił. Odwrót wznowiono, stracono jednak wiele godzin. Zlekceważono elementarne zasady jednolitego i spójnego dowodzenia armią. Czy byłoby to do pomyślenia za Radetzky'ego? W międzyczasie Francuzi przeprawiali coraz więcej wojska. Przerwany marsz mógł istotnie zmienić obraz bitwy pod Magentą, ponieważ o wyniku decydowały sukcesywnie nadchodzące posiłki. Można to dostrzec na planie dyslokacji wojsk 3 czerwca 1859 roku, przed południem w przeddzień bitwy. Widać rozciągnięte korpusy Austriaków w drodze do Magenty oraz gros sił sojuszników jeszcze na zachodnim brzegu Ticino, w okolicach Nowary. Cesarski VIII korpus (gen. Benedek) nie zdąży na pole walki:
[Obrazek: e188e860e949009fmed.jpg]

Obserwując austriackie dowodzenie Helmuth von Moltke sformułował wnioski:
[Obrazek: 2d39be6269353d33m.jpg]
W ogólnych przypadkach dowodzący nie zechce zrezygnować z doradztwa. Może być ono wynikiem wspólnych rozważań mniejszej lub większej liczby osób, których wykształcenie i doświadczenie predestynują ich do właściwej oceny. Grono to musi jednak wypracować pojedynczą decyzję. Wojskowa hierarchia musi tu pomóc w uzgodnieniu pomysłów. Opinię doradców przedstawi dowodzącemu tylko jeden z nich. Dowodzący wybiera go nie według rangi, ale swego osobistego zaufania. Rada nie zawsze musi być najlepsza ale za to konsekwentna i stabilnie ukierunkowana. Wtedy można zapewnić pomyślny rozwój sprawy. Dowodzącemu pozostanie nieskończenie większa od doradców zasługa przejęcia odpowiedzialności za realizację planu.

Jeżeli jednak dowodzącego otoczy się gronem niezależnych od siebie ludzi - im liczniejszych, im bardziej dystyngowanych, im sprytniejszych - tym gorzej. Wpierw usłyszy radę jednego, potem innego, jedna celowa rada prowadzi do pewnego punktu, inna, jeszcze bardziej celowa, zmierza w odmiennym kierunku, potem dowodzący musi uznać uzasadnione zastrzeżenia trzeciego i zaradcze sugestie czwartego. Wtedy można postawić sto do jednego, że mając te wszystkie dobrze umotywowane propozycje dowodzący przegra swoją kampanię.

W każdej kwaterze głównej jest pewna liczba osób, którzy z wielką bystrością potrafią wskazać wszystkie trudności w każdym proponowanym przedsięwzięciu. Gdy wystąpią pierwsze problemy, wykażą oni przekonująco, że wszystko to przewidzieli. Mają zawsze rację, bo skoro sami nie podpowiadają czegoś pozytywnego, a tym bardziej tego nie realizują, to sukces nigdy nie może ich proroctw obalić. Ci negatywnie nastawieni ludzie są zgubą dowodzącego. Najbardziej nieszczęśliwy jest jednak ten dowodzący, który ma jeszcze nad sobą kontrolę, który każdego dnia, o każdej godzinie musi raportować swoje projekty, plany i zamiary. Może mieć w kwaterze głównej delegata najwyższej władzy albo aparat telegraficzny. W tych warunkach na fiasko skazana jest każda samodzielna akcja, każda szybka decyzja, każde śmiałe przedsięwzięcie, bez których nie można prowadzić wojny.


Napisano to w 1863 r. po analizie wojny 1859 r. ale czyta się go jak relację z roku 1866.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości