Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ticino 1859. Turcos, mosty, czarny proch i austriaccy saperzy
#1
Rzeki i inne przeszkody wodne to świetna linia obrony. Dopóki wróg ich nie sforsuje można mu z daleka pokazać środkowy palec. Wystarczy zniszczyć istniejące mosty i czujnie likwidować budowę nowych oraz inne formy przeprawy. Tak mógł dumać gen. Gyulai gdy po klęsce pod Palestro śpiesznie wycofywał cesarską armię do Lombardii, za rzekę Ticino:
[Obrazek: d8d9eda69064d319gen.jpg]
W dolinie Ticino są przynajmniej dwie wodne linie obrony. Rzeka płynie nieregularnym korytem i tworzy szerokie rozlewiska. Na wschód od rzeki kanał Naviglio grande. Szeroki (10-18m), głęboki, obramowany wysokimi wałami o stromych brzegach:
[Obrazek: fdd93c7f56a37a30gen.jpg]
Teren między rzeką i kanałem nieprzyjazny, miejscami podmokły, kiepskie drogi. W razie pokonania rzeki próba przekroczenia kanału musi nastąpić w niewielkiej odległości. Przemarsz od rzeki do kanału da obronie czas na koncentrację siły w rejonie spodziewanej przeprawy. Wszystko to oczywiście pod warunkiem że forsowanie rzeki uda się wykryć na czas i wysłać posiłki sprawnie, szybko i w odpowiedniej sile.

Oczywistym celem sprzymierzonych był Mediolan, po drodze: Magenta. Brzegi Ticino łączy tam masywny, murowany, łukowy, drogowo-kolejowy most S.Martino, osłonięty od zachodu przyczółkiem:
[Obrazek: ce114b84f685a1f3med.jpg]
Na zachód od Magenty przez Naviglio grande biegną 4 drogi komunikacyjne: nowa szosa, kolej, i po ich obu stronach po jednej bocznej drodze. Odpowiednio są 4 mosty: Boffalora, Ponte nuovo, most kolejowy i Ponte vecchio. Most  w Robecco, ~4 km na południowy zachód, z punktu widzenia Francuzów był za daleko. Było trochę mostków dla ruchu lokalnego ale tymi - małymi, drewnianymi i łatwymi do zniszczenia, nie warto się zajmować,

Upewniwszy się że Austriacy nie zaatakują, skoncentrowani pod Nowarą Francuzi zaczęli ofensywę. 2 czerwca 1859, ok. 16.00 francuska dywizja gen. Camou (gwardia) osiągnęła Ticino na wysokości Turbigo. 200 woltyżerów przepłynęło łodziami na drugi brzeg i zabezpieczyło przyczółek. Ok. 20.00 gotowe były trzy mosty na łodziach i dywizja Camou a za nią korpus gen. MacMahona rozpoczęły nocną przeprawę. Patrole austriackiej jazdy obserwowały ale nie próbowały przeszkadzać.
[Obrazek: 36b3ecd6bceb5d60med.jpg]
Działo się to dokładnie 162 lata temu. Zaskoczone austriackie dowództwo dowiedziało się o przeprawie 3 czerwca ok. 2.00 nad ranem. Przyczółek S.Martino stracił znaczenie, należało go ewakuować a most wysadzić. O tym później, na razie, na rozgrzewkę, trochę akcji.

Okolic Turbigo broniła austriacka dywizja gen. Cordona. Po przejściu Ticino przed Francuzami był kanał Naviglio grande, gdzie forpoczty dywizji gen. Camou dotarły ok. 3.30. Drewniany most nad kanałem zastano, o dziwo, nie zniszczony. Francuzi od razu go przekroczyli i ok. 7.30 Camou obsadził Turbigo, za nim nadciągał MacMahon. Tymczasem zaalarmowany Cordon wyruszył w stronę Turbigo w sile ok. 5 batalionów z baterią dział. O 8.00 obsadził Cuggiono,. Dopiero po 11.00 Cordon wysłał w stronę Robecchetto niepełny 14 baon jegrów (~500 ludzi) w towarzystwie pojedynczego baonu pp.Josef i dwóch dział. Po drodze było Malvaglio, gdzie Cordon pozostawił połowę jegrów. Do Robecchetto poszło więc ostatecznie z 14.bj nie więcej niż 250 żołnierzy, za nimi baon piechoty z parą dział. Reszta sił Cordona rozmieściła się w okolicach Cuggiono i, jak łatwo przewidzieć, do niczego się nie przydała.

Robecchetto, niecałe 2 km od kanału, dominuje drogi w okolicy. Masywne, murowne domy i otaczające wieś winnice ułatwiają jej obronę. MacMahon wybrał Robecchetto na kwaterę korpusu. Cordon, także świadom znaczenia wsi, postanowił ją obsadzić.

Obserwując z wieży kościoła, Camou i MacMahon dostrzegli nadciągających Austriaków. W Turbigo właśnie przeprawił się pułk tyralierów algierskich (Régiment provisoire de tirailleurs algériens), zwanych Turcos.
[Obrazek: a086c1eba2e1557cm.jpg]
Turcos zdjęli plecakiem i rączym kłusem (pas gymnastique) ruszyli do Robecchetto, zajęte w międzyczasie przez dwie kompanie jegrów. 600 metrów przed wsią uformowali się w trzy rozluźnione batalionowe kolumny. Skrzydłowe baony obeszły wieś z flanki i z tylu, trzeci baon podszedł od frontu. Turcos rozwinęli się  w tyralierę i nie wdając się w walkę ogniową, pod osłoną gęstej roślinności biegiem osiągnęli skraj wsi. Ok. 15.00 przeważający liczebnie Turcos po zaciętej, brutalnej walce w niecały kwadrans odebrali wieś jegrom. Niedobitki 14.bj śpiesznie rejterowały w kierunku Malvaglio, skąd ciągnął na pomoc 3/pp.Josef z dwoma działami. Relacja z epoki:
[Obrazek: 910c6031545dc983m.jpg]
Była godzina 3, gdy Algierczycy zostali powitani ogniem patroli jegrów w Robecchetto. Wpół pochyleni, skacząc w lewo i w prawo dla utrudnienia przeciwnikowi trafienia ich (*), wydają teraz z siebie obco brzmiące, zwierzęce wycie bitewne, które dziesięciokrotnie słabsi Austriacy słyszą po raz pierwszy. Potem jednak rzucają się na wejścia do wioski, strzelają dopiero wewnątrz wsi i od razu używają bagnetu. Rozumie się samo przez się że słaba, dopiero co przybyła do wioski austriacka kupka (tutaj w znaczeniu: grupka, gromadka) musiała w czasie poniżej kwadransa, po mężnym oporze, pozostawić wieś  w ręku uprzywilejowanego przez pokrycie terenu przeciwnika.
Oto artystyczna wizja natarcia Turcos na Robecchetto (niewłaściwe czapki Austriaków!)
[Obrazek: 68421ce37cfb9bdfmed.jpg]
Nie wiadomo czy walka wewnątrz wsi wyglądała jak na rycinie ale na pewno była zacięta:
[Obrazek: 21bbd4f822bf20ce.jpg]
W ślad za Turcos do Robecchetto przybył 45.pp. z artylerią. Wobec przewagi wroga, po przyjęciu uciekających jegrów 3/pp.Josef zaczął się śpiesznie cofać, ostrzeliwany i ścigany aż do Malvaglio. Po drodze stracono działo.

Francuzi postradali 50 ludzi (w tym 8 zabitych), Austriacy: łącznie 106 (25 zabitych, 46 rannych, 35 zaginionych), oraz 1 działo, (podobno) uszkodzone podczas odwrotu. Z tego 14.bj stracił 104 ludzi,  3/pp.Josef - 1 rannego i 1 zaginionego (zapewne deserter). To nie był dzień chwały pp.Josef.

Z parutysięcznej kolumny Cordona w krytycznym punkcie, w Robecchetto, walczyło ok. 250 ludzi. Potyczka ta znowu ukazała taktyczną indolencję Austriaków. Podejmować szeroko zakrojone operacje niewystarczającymi siłami, zajmować rozległy teren, rozpraszać wojsko a potem prowadzić walkę małymi oddziałkami. Francuzi, zamiast ostrożnych rekonesansów, ruszali naprzód całymi dywizjami i trzymali siły skoncentrowane, gotowe do akcji w gęsto rozstawionych batalionach.

Niefortunna potyczka pod Robecchetto pokazała fiasko obrony linii Ticino. Wieczorem 3 czerwca za Naviglio grande  Francuzi mieli już cały korpus MacMahona. Na domiar złego Turbigo nie było jedyną przeprawą. Aby to wyjaśnić odwiedźmy c.k. saperów.

Jeszcze przed wojną cesarskie dowództwo uświadomiło sobie możliwość inwazji Lombardii i rozważało ewentualność zniszczenia mostów na Ticino. Kamienne, betonowe czy stalowe mosty to masywne konstrukcje i ich wysadzenie nie jest proste, zwłaszcza gdy ma się tylko proch czarny. Nie jest on idealnym materiałem kruszącym. Przy wybuchu nie ma detonacji ani fali uderzeniowej. Dość wolne spalanie (deflagracja) sprawia że głównym mechanizmem destrukcji jest akumulacja ciśnienia. Prochowa mina umieszczona np. w odwiercie lub sztolni wymaga starannego zaślepienia. W przeciwnym razie gazy zostaną wypchnięte z otworu jak z lufy muszkietu przy ślepym strzale. Zaślepka musi zablokować otwór tak aby gazy zdążyły osiągnąć wysokie ciśnienie, które będzie oddziaływać we wszystkich kierunkach.

W Wiedniu rezydował c.k. komitet wojsk inżynieryjnych (k.k. Genie-Comite), zajmujący się m.in. projektami fortyfikacji i metodyką prac saperskich. Z powodu znaczenia i solidności S.Martino, plan jego wysadzenia trafił do tego gremium. Lokalne projekty z Mediolanu i Werony komitet uznano za niepraktyczne ewentualnie zagrażające bezpiecznej eksploatacji mostu. C.k. eksperci opracowali więc, w majestacie technicznej kompetencji, własny plan. Projekt destrukcji mostu i wszelkie obliczenia wykonano z wielką starannością. Zaplanowano wykonanie w dwóch sąsiednich filarach 4 głębokich, pionowych odwiertów średnicy 185 mm z komorami minowymi na dnie. Po założeniu ładunków szyby miano zaślepić od góry zgodnie z zasadami sztuki saperskiej.
[Obrazek: bc77959713f26eb7med.jpg]
Na dno każdego szybów miała trafić mina zawierająca prawie 40 kg prochu czarnego. Po wizji lokalnej powiększono szyby do 317 mm bez miany ich głębokości. W pierwotnym projekcie proch sięgał do poziomu 'a', w zmodyfikowanym tylko do poziomu 'b'.

26 kwietnia 1859 r. zdecydowano o realizacji projektu. Do Lombardii wysłano starannie odważoną w zgodzie z projektem porcję prochu a sam projekt przekazano saperom. Ci, po obejrzeniu planów, pozdejmowali czaka aby podrapać się w głowę. Mieli problem. Zna go każdy kto posiadając młotek i obcęgi miał powiesić na betonowej ścianie kuchenną szafkę. Saperzy nie mieli narzędzi aby wywiercić zgodne z projektem studnie ładunkowe. Zrobili to po swojemu, wysadzając otwory po kawałku. Rezultat oczywiście odbiegał (mocno) od projektu - trzeba było sporo z powrotem zamurować. Przy okazji zużyto część prochu którego na czas nie uzupełniono.

Początkowo planowano obronę S.Martino i nawet umocniono przyczółek. Gdy w nocy z 2 na 3 czerwca Francuzi sforsowali Ticino, idea obrony straciła sens. Przyczółek ewakuowano i przyszedł rozkaz: "natychmiast wysadzać!". Do 8 komór w pośpiechu załadowano tyle prochu ile zostało, po czym podłączono elektryczne detonatory i na rozkaz hrabiego majora Belrupta odpalono. Łuuuuupnęło jak wszyscy diabli i uniosła się chmura dymu, która - na co liczono - skrywała szczątki filarów. Gdy zaczęła się rozwiewać, okazało się że skrywała coś innego a był to cały most - ten sam co wcześniej. Z 8 komór odpaliło tylko 5. Pozostałe 3 okablowano ponownie i znowu odpalono. Most stal dalej, osiadł tylko niecały metr a powierzchnia jezdni uległa pofałdowaniu. Stan mostu sfotografował angielski obserwator:
[Obrazek: 0544c40476938af6med.jpg]
Więcej prochu nie było, destrukcji próbowano dokończyć ogniem dwóch armat, ale bez skutku. Trzeba było uciekać bo już nadciągali Francuzi. Ci, obejrzawszy most, wrzasnęli Vive L'Empereur (prawdopodobnie) i wezwali własnych saperów (na pewno). Saperzy szybko naprawili i wyrównali nawierzchnię mostu. Po paru godzinach przez most przebiegły kłusem dwie kompanie 2 pułku żuawów, rozpoczynając pochód Francuzów w stronę Magenty.

Planowane na 4 czerwca wysadzanie mostów nad Naviglio grande zakończyło się pomyślnie w Boffalora i w Ponte vecchio, w odróżnieniu od Ponte nuovo i mostu kolejowego.

Most w Ponte nuovo zbudowano z granitowych bloków. Jego zaminowanie dostarczyło wielkich problemów saperom, zmęczonym już niewysadzeniem mostu S.Martino. Przed rozpoczęciem walk roboty nie skończyli a po rozpoczęciu boju warunki BHP pogorszyły się na tyle że nie dało się pracować. Most stał dalej.

Most kolejowy już podczas budowy wyposażono w komory minerskie. Niestety z winy Francuzów, którzy nadbiegli za szybko, nie starczyło czasu aby zdetonować ładunki. Ku uciesze żabojadów ten most także ocalał (Vive L'Empereur!).

Dochodzenie w sprawie saperskiego partactwa było trudne bo dowody rzeczowe wyleciały w powietrze. W sprawie szczegółów zaślepienia ładunków epokowe źródła wstydliwie milczą. Lista usprawiedliwień jest sążnista:
- niewystarczający ładunek prochu;
- odstępstwo od projektu, źle wykonane szyby i za głęboko umieszczone miny;
- pośpiech i ciemności, w których przyszło zakładać, uzbrajać i zaślepiać miny;
- dużo większa od oczekiwanej wytrzymałość konstrukcji, w szczególności murowanych filarów;
- niechlujstwo i ignorancja przy okablowaniu i obsłudze elektrycznych detonatorów;
- właściwie nie było tragedii bo Francuzi i tak sforsowali rzekę gdzie indziej;
-  itd., itp.

Austriacy mieli dla prochu alternatywę. Od roku 1849 pod kierownictwem Wilhelma Lenka eksperymentowali z bawełną strzelniczą (Schießwolle), zaczęli ją produkować, w latach 1856-58 prowadzili liczne próby i testy minerskie. W roku 1859 mogli użyć bawełny do działań saperskich. Bawełna strzelnicza detonuje i daje falę uderzeniową. W Weronie leżały gotowe (14-17 kg) ładunki bawełny strzelniczej do prac oblężniczych. Gdyby były pod ręką w S.Martino to - położone na środku przęseł i nakryte workami z piaskiem - z pewnością spowodowałyby zawalenie przęseł.

Po wnikliwej analizie zdarzeń i pomyślnym zrzuceniu z siebie odpowiedzialności, c.k. komitet uznał za stosowne opracować konstruktywne wnioski na przyszłość:
[Obrazek: 42c4a4f79ff6e3a5m.jpg]
W skróconym i wolnym przekładzie:

1. Tam, gdzie coś ma być wysadzane, należy na czas zatroszczyć się  o wystarczający zapas prochu.
2. W celu niezawodnego wysadzenia mostu dobrze jest nasypać więcej prochu niż wynika to z najostrożniejszych nawet obliczeń.
3. Wszędzie gdzie może zajść potrzeba wysadzenia mostu itd. należy mieć na podorędziu odpowiednią ilość wodoszczelnych skrzyneczek z różnymi ładunkami bawełny strzelniczej, aby w razie draki na pewno obiekt zniszczyć.
4. Obok zapalników elektrycznych na wszelki wypadek warto mieć pod ręką inny sposób zapłonu, np. lonty z bawełną strzelniczą w kauczukowej otulinie.


Święte słowa! Blamaż roku 1859 przyniósł przebłyski geniuszu. Przy okazji odkryto wiele wysublimowanych, naukowych i technicznie zaawansowanych sposobów zawalenia kampanii. Nie musiała to wcale być brutalna bijatyka w rodzaju walnej bitwy.

Patrząc na wypociny współczesnych historyków, gdzie na mapach walczą ze sobą wielkie kolorowe plamy, łatwo zapomnieć że wynik wielkich kampanii często zależał od wypadkowej drobnych wydarzeń i pozornie błahych okoliczności. Jak przebiegałaby walka o Lombardię gdyby zniszczono most S.Martino, 2 czerwca porąbano mostek w Turbigo a Cordon nie zaspał, wyruszył w nocy i w pełnej sile dotarł o świcie do Turbigo? To był realistyczny scenariusz.

Odpowiedzialny za obronę rzeki a potem niszczenie mostów był generał Glam-Gallas. Utrzymanie linii rzeki przynajmniej przez parę dni było strategicznym imperatywem. Koncentracja rozciągniętej na wschód armii do obrony Mediolanu wymagała czasu. Aby zawczasu wykryć próby forsowania należało obsadzić brzegi gęstymi patrolami a mosty objąć czujnym dozorem sztabu. Nawalanka z mostami groziła katastrofą. Potrzebna była krytyczna inspekcja min, duży zapas materiałów wybuchowych, ćwiczenia i - na wypadek draki - plany B i C. Mankamenty i niedobory wyszłyby na jaw. Proch był w magazynach i przy odgórnym nacisku dosłano by go, podobnie jak bawełnę strzelniczą. Zważywszy wagę zadania c.k. komitet inżynieryjny mógłby pofatygować się do Lombardii i nadzorować prace na miejscu. Po zbadaniu sytuacji na miejscu fachowcy zapewne zdołaliby zaimprowizować skuteczną destrukcję. Sam Glam-Gallas założył że wszystko pójdzie zgodnie z planem i z rozkazami - na wojnie sytuacja mało prawdopodobna. Rzeczna afera roku 1859 Glam-Gallasa niczego nie nauczyła. 7 lat później popełnił podobny błąd.
---------------------------------------------------------------
(*) Niesportowe, podłe i tchórzliwe zachowanie Turcos, którzy z iście afrykańską perfidią robili wszystko aby utrudnić jegrom celowanie z ich wspaniałych sztucerów, nie było niestety w armii francuskiej wyjątkiem. Bieg zygzakiem, uniki i inne barbarzyńskie sztuczki algierskich dzikusów przyswoili sobie także żuawi. Ci, aczkolwiek biali, najwyraźniej za długo siedzieli w Agierii i przesiąknęli odrażającym, haniebnym, niegodnym Europejczyka, tubylczym wojennym folklorem. Skandal!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Ticino 1859. Turcos, mosty, czarny proch i austriaccy saperzy - przez Wycior - 03-06-21, 11:26 PM

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości