Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ticino 1859. Turcos, mosty, czarny proch i austriaccy saperzy
#10
(12-06-21, 12:07 PM)Derek napisał(a): [1] Gdyby Austryjacy bardziej skoncentrowali artylerię i trochę oczyścili przedpola bitwy np. ogniem to całe zamieszanie pod Ticino wyglądałoby zgoła inaczej. Mostów nie trzeba wysadzać wystarczy je obłożyć ogniem artyleryjskim i są śmiertelną pułapką dla atakującego itd., itp.

[2] Niekompetencja, zadufanie w sobie, brak rozeznania przeciwnika  zawsze doprowadza do [...]
[1] Dziwne - pod Magentą Austriacy wpadli na podobny pomysł. Po fiasku z wysadzeniem dwóch mostów (kolejowy i drogowy na szosie) do ich bezpośredniej obrony przeznaczono całą brygadę, oczywiście z artylerią. Zarośnięty teren pozwolił jednak francuskiej brygadzie gwardii (gen. Cler, 2 pułki grenadierów, pułk żuawów,  ~4000 ludzi) podejść od zachodu do kanału i przypuścić atak na mosty. Zuchwałe szturmy grenadierów (most kolejowy) i żuawów (drogowy), prowadzone biegiem pod ciężkim ostrzałem, przyniosły powodzenie, zaskakując Austriaków. Zdobyto nie tylko oba mosty ale i okoliczne budynki (np. posterunek celny) przy wylocie mostów. Utworzono na wschodnim brzegu kanału mały przyczółek i rozproszono znaczną część walczących pod Ponte nuovo cesarskich oddziałów. Hermann Kunz w książce: Vom Montebello bis Solferino tak podsumował te wydarzenia:
[Obrazek: fbd6e9236e474f54m.jpg]
Nikt nie odważy się zarzucić armii austriackiej braku odwagi, a mimo to jest bezspornym faktem, że 12600 Austriaków zostało przez 3800 Francuzów całkowicie rozbitych, mimo że ci pierwsi mieli wsparcie swojej artylerii a ci ostatni - praktycznie żadnego.

U Austriaków zawiniła głównie zła organizacja obrony, fatalne, ociężałe dowodzenie i brak koordynacji działań a także zróżnicowany skład broniących mostów oddziałów. Sklecono je z elementów 8 brygad i przynajmniej 7 narodowości, co utrudniało porozumiewanie się. Motywacja do walki była zróżnicowana, np. większość pułku Sigismond (Włosi) rozpierzchła się praktycznie na sam widok Francuzów. Węgrzy i graniczarzy też nie marzyli o śmierci za cesarza.

Cesarscy pojęli zagrożenie i rzucili do kontrataku potężne siły. Pozbawieni oczekiwanych posiłków gwardziści musieli wrócić za kanał. Wtedy dostali wzmocnienie i mosty odzyskali. Jakiś czas nieźle się kotłowało, o mosty walczono ze zmiennym szczęściem ale ostatecznie zostały w ręku Francuzów. Co gorsza, bój o mosty zużył austriackie odwody, których zabrakło gdy od Turbigo nadszedł korpus MacMahona.  Cesarscy oddali Boffalora, gdzie Francuzi prowizorycznie naprawili drewniany most i uzyskali dodatkową przeprawę przez kanał. Może lepiej było mosty wysadzić? Dałoby się wtedy dozorować kanał mniejszymi siłami a gros sił przeciwstawić zagrożeniu z północy i pólnocnego zachodu.

[2] Problem wysoko urodzonych, aroganckich i bezgranicznie zadufanych w sobie debili istniał od wieków i nie był tylko austriacki. Pól biedy gdy głupota delikwenta prowadziła głównie do jego własnej śmierci, jak Louis Napoleon Bonaparte (Zululand, 1879). Taki Władysław III zawalił przy okazji wielką bitwę (Warna, 1444). A w połowie XIX wieku? W wojnie krymskiej angielscy dżentelmeni-amatorzy doprowadzili wojskową indolencję do perfekcji. Szarża lekkiej brygady pod Bałakławą to tylko wierzchołek góry lodowej. Wojnę w końcu wygrano i blamaże zatuszowano tryumfalną fanfarą.

Im błędy powstają wyżej tym większy ich zasięg. Na szczycie jest strategia a tej Austriacy nie posiadali - ani w roku 1859, ani 1866. W skrócie: brakowało jasnej, wykonalnej i praktycznej koncepcji wygrania wojny. Oddali przeciwnikowi inicjatywę i musieli reagować na jego ruchy.

Wydarzenia 1-4 czerwca 1859 roku były kolejnym wyścigiem z czasem. 1 i 2 czerwca Francuzi, wciąż w niepełnym składzie, zajęli pozycje obronę pod Nowarą, z niepokojem oczekując ataku Austriaków. Przegrana byłaby katastrofalna: na lewo rzeka, na prawo rzeka, za plecami Szwajcaria. Gdyby dowodzący austriacką armią gen. Gyulai nie zwlekał z akceptacją faktów i nakazał koncentrację o dobę wcześniej, było to całkiem realne. Gyulai stracił jednak głowę i po serii chaotycznych ruchów zarządził wycofanie za Ticino, chcąc stawić sojusznikom czoła na "własnym" terenie. O planowanym odwrocie nie zawiadomił jednak na czas cesarza. Franz Josef z daleka widział sytuację w jaśniejszych barwach i na plan odwrotu zareagował nerwowo. Natychmiast wysłał do Gyulai'a swego zaufanego, gen Hessa, wyposażonego w nieograniczone pełnomocnictwa. Ten dotarł na miejsce 3 czerwca ok. 6 rano i z miejsca zatrzymał odwrót trzech korpusów (III, V i VIII).

Śpieszące w stronę Magenty kolumny stanęły. Zmęczeni żołnierze, z braku jasnych dyspozycji, nie wykorzystali przerwy w marszu nawet na ugotowanie posiłku. Na miejscu, po konfrontacji z mało budującymi faktami  (S.Martino, Turbigo, itp.), pierwotny optymizm Hessa opuścił. Odwrót wznowiono, stracono jednak wiele godzin. Zlekceważono elementarne zasady jednolitego i spójnego dowodzenia armią. Czy byłoby to do pomyślenia za Radetzky'ego? W międzyczasie Francuzi przeprawiali coraz więcej wojska. Przerwany marsz mógł istotnie zmienić obraz bitwy pod Magentą, ponieważ o wyniku decydowały sukcesywnie nadchodzące posiłki. Można to dostrzec na planie dyslokacji wojsk 3 czerwca 1859 roku, przed południem w przeddzień bitwy. Widać rozciągnięte korpusy Austriaków w drodze do Magenty oraz gros sił sojuszników jeszcze na zachodnim brzegu Ticino, w okolicach Nowary. Cesarski VIII korpus (gen. Benedek) nie zdąży na pole walki:
[Obrazek: e188e860e949009fmed.jpg]

Obserwując austriackie dowodzenie Helmuth von Moltke sformułował wnioski:
[Obrazek: 2d39be6269353d33m.jpg]
W ogólnych przypadkach dowodzący nie zechce zrezygnować z doradztwa. Może być ono wynikiem wspólnych rozważań mniejszej lub większej liczby osób, których wykształcenie i doświadczenie predestynują ich do właściwej oceny. Grono to musi jednak wypracować pojedynczą decyzję. Wojskowa hierarchia musi tu pomóc w uzgodnieniu pomysłów. Opinię doradców przedstawi dowodzącemu tylko jeden z nich. Dowodzący wybiera go nie według rangi, ale swego osobistego zaufania. Rada nie zawsze musi być najlepsza ale za to konsekwentna i stabilnie ukierunkowana. Wtedy można zapewnić pomyślny rozwój sprawy. Dowodzącemu pozostanie nieskończenie większa od doradców zasługa przejęcia odpowiedzialności za realizację planu.

Jeżeli jednak dowodzącego otoczy się gronem niezależnych od siebie ludzi - im liczniejszych, im bardziej dystyngowanych, im sprytniejszych - tym gorzej. Wpierw usłyszy radę jednego, potem innego, jedna celowa rada prowadzi do pewnego punktu, inna, jeszcze bardziej celowa, zmierza w odmiennym kierunku, potem dowodzący musi uznać uzasadnione zastrzeżenia trzeciego i zaradcze sugestie czwartego. Wtedy można postawić sto do jednego, że mając te wszystkie dobrze umotywowane propozycje dowodzący przegra swoją kampanię.

W każdej kwaterze głównej jest pewna liczba osób, którzy z wielką bystrością potrafią wskazać wszystkie trudności w każdym proponowanym przedsięwzięciu. Gdy wystąpią pierwsze problemy, wykażą oni przekonująco, że wszystko to przewidzieli. Mają zawsze rację, bo skoro sami nie podpowiadają czegoś pozytywnego, a tym bardziej tego nie realizują, to sukces nigdy nie może ich proroctw obalić. Ci negatywnie nastawieni ludzie są zgubą dowodzącego. Najbardziej nieszczęśliwy jest jednak ten dowodzący, który ma jeszcze nad sobą kontrolę, który każdego dnia, o każdej godzinie musi raportować swoje projekty, plany i zamiary. Może mieć w kwaterze głównej delegata najwyższej władzy albo aparat telegraficzny. W tych warunkach na fiasko skazana jest każda samodzielna akcja, każda szybka decyzja, każde śmiałe przedsięwzięcie, bez których nie można prowadzić wojny.


Napisano to w 1863 r. po analizie wojny 1859 r. ale czyta się go jak relację z roku 1866.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Ticino 1859. Turcos, mosty, czarny proch i austriaccy saperzy - przez Wycior - 15-06-21, 12:27 AM

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości